Od ponad tygodnia bola mnie (dupo)plecy i wcale mi sie to nie podoba!
Bylam u lekarza, bralam tabletki, robilam cwieczenia, grzalam...Nic z tego, cos ciagle "siedzi".Przez tydzien spedzalam czas glownie horyzontalnie, dzisiaj tez nie moglam wstacz martwych. Po poludniu jednak podjelam meska decyzje - ide na spacer.
Dlugo to trwalo, ale w koncu wystartowalam.
No i szlam sobie pomalutku, powolutku, malymi krokami rozkoszujac sie powietrzemi widokami. Wstyd sie przyznac, ale otylu pan grubo po siedemdzieatce a pozniej starsza pani z pekinczykiem wymineli mnie ze swistem.
Ale nie dalam sie wpedzic w kompleksy. Szlam dalej...Na te pore jest za chlodno i sa opoznienia, ale mimo wszystko cos tam kwitnie, cos tam sie pokazuje od wiosennej strony i to jest najwazniejsze...Mam nadzieje, ze wroce do moich spacerow, jezeli juz silownie zostaly prawdopodobnie zamkniete na amen to rzeba sie ruszac w inny sposob.Klebia mi sie rozne mysli w glowie ale powiedzialam sobie, ze nie bede rozpaczac nad tym, czego zmienic nie moge.
A ponizej pare impresji....p.s. Jak zobaczylam, ile przespacerowalam to doszlam do wniosku, ze
nie jestem wcale taka zla jak sobie myslalam. Precz kompleksy!
Ależ świat potrafi być piękny, jak w piosence "Świat nie jest taki zły, świat wcale nie jest zły, niech no tylko zakwitną jabłonie..."
OdpowiedzUsuńDystans, kroczki się liczą a tempo zawsze można zwalić na podziwianie przyrody i focenie 😉
Masz racje, dusza potrzebuje tez pozywienia i trzeba go dostarczac na ile jest to mozliwe...
OdpowiedzUsuń