niedziela, 25 maja 2014

Zielone smoothies albo czyste szalenstwo!

 
 
 
Poczatkowo chcialam wyjasnic co to sa "zielone smoothies", ale doszlam do wniosku, ze ten,
kogo temat nie interesuje to i u mnie nie poczyta, inni natomiast znajda duzo wskazowek w internecie, np. tutaj, albo tez tutaj, lacznie z przepisami na wykonanie, a jeszcze inni maja te przygode za soba.
Tyle tytulem wstepu.
 
Teraz bedzie o moim szalenstwie, ktore - jak choroba zakazna - wybuchlo nagle i
niespodziewanie. Otoz jakis czas temu widzialam w tv program, gdzie jakas panienka zgodzila
sie na ekperyment i postanowila przez dwa tygodnie pic zielone smoothies.
Przed eksperymentem i po eksperymencie stan jej skory/cery byl badany przez dermatologa. Oczywiscie przed bylo paskudnie, po bylo cudnie tylko panienka powiedziala, ze na
eksperyment sie wprawdyie zgodzila, ale zielska pic dalej nie bedzie, bo ja smak odrzuca. Zapomnialam prawie o tym programie jak Vinniczek napisal mi, ze jej Starsza Latorosl
wymysla rozne warianty wyzej wspomnianego. No to i ja dalam sie zainspirowac.
 
Zakupilam mikser (bo nie mialam) i zielsko bez wyboru, a raczej to, co akurat bylo w sklepie.
No i sie stalo...
Zielsko przypadlo mi do gustu i pomyslalam sobie, ze teraz zacznie sie nowa era:
piekna cera, na wadze duzo mniej, siwe wlosy diabli wezma, kondycje bede miec jak Tarzan
i w ogole beda same, same zalety. Moj slubny byl wstrzasniety smakiem i dlatego powiedzial,
ze on poprosi o czysto owocowe, bo TO smakuje jak... podeptana trawa!!!!!!!
 
Tak czy inaczej ktorys to juz dzien racze sie zielskiem a w madrej ksiazce, ktora na to konto zakupilam doczytalam sie, ze u ekologicznych ogrodnikow mozna dostac zielone "odpady"
(np. natke marchewki). Dzisiaj sprobowalam i faktycznie dostalam worek zielonego i spore
broccoli na dodatek, wszystko oczywiscie za darmo. Jednoczesnie zakupilam rozne rzeczy,
ktorych czesc pokazuje na zdjeciu, reszta  jak avocado, mango, karambola, kalarepa itd.
w lodowce, jablka i gruszki w koszyku a zatem mam z czego je robic i bawi mnie to bardzo.
Za kazdym razem jest pewne napiecie, bo nie wiadomo, co tym razem wyjdzie...
Bardzo to dobra zabawa!
 
A zatem kochani inspiruje Was do czegos "nowego" (zielone smoothies zostaly "wynalezione"
rowne dwadziescia lat temu i okazuje sie, ze nawet moja tesciowa od dawna o nich wiedziala
tylko ja sama dopiero teraz te mode "odkrylam").
Tak czy inaczej - polecam!
Przekonajcie sie sami jak to bedzie z nerwami, kondycja, sliczna cera, organizmem oczyszczonym  ze zlego i w ogole z przekonaniem, ze dzien bez zielonych jest dniem straconym....
 
Usmiecham sie do Was szeroko i... na zdrowie!!!
 
 
 
 
 
 
 




wtorek, 20 maja 2014

Dzis sa moje urodziny :-)

 
  
 
 



Na poczatek zrobilam sobie taka oto kartke urodzinowa :-), mialo to byc zdjecie panoramiczne,
ale przez brak wiedzy i wprawy musialam wziac tylko kawalek. Ale kawalek podwojnej
teczy to tak jak jedna cala... A tecza to znak nadziei i spelnienia zyczen.
Niech sie wiec spelniaja!

Teraz o urodzinach.
No coz, dla kobiety kazdy nastepny rok jest troche problematyczny,
bo zyjemy w czasach, kiedy mlodosc jest bez mala obowiazkiem. A przeciez to naturalny
proces i nie mozna od niego uciec, nawet przy pomocy chirurgii plastycznej...
Widac ten wirus mnie (jeszcze?) nie dotknal, z duzym luzem przyjmuje te wszystkie
zmiany i zdaje sobie sprawe, ze przemijam, jak wszystko w naturze...
Staram sie z godnoscia przyjac kazda zmarszczke, ale moze troche trudniej pogodzic sie
z tym, ze organizm zaczyna tu i tam szwankowac...
Niewazne... Grunt to umiec ucieszyc sie tym, ze twardy dysk mojego zycia ma zapisane
wspomnienia nie tylko zle i problematyczne, ale tez duzo dobrych, wspanialych
i pelnych ciepla. Bylo mi dane przezyc duzo cudnych chwil tak z ludzmi zwiazanych jak
i z przyroda... Te wszystkie wspanialosci sa na pierwszym miejscu, te inne duzo ponizej.
Moja dusza, ciagle glodna, poprosila mnie o cos szczegolnego z okazji tych urodzin
i teraz wlasnie wpelni ja usatsyfakcjonowalam.

Ale po kolei. Ktoregos dnia widzialam w TV kawalek programu, ktory mnie zainteresowal.
Szybko wiec siegnelam do internetu i znalazlam poszukiwana strone...
Strone o pomocy dzieciom w krajach trzeciego swiata, dzieciom z tzw. zajecza warga
i rozszczepionym podniebieniem. Poruszylo mnie to bardzo....
No i zrobilam sobie/mojej duszy prezent. Przekazalam srodki na przeprowadzenie jednej,
kompletnej operacji u potrzebujacego dziecka. Nie wiem, w jakim kraju bedzie to mialo
miejsce, nie wiem jakiej plci bedzie to dziecko, ale juz dzisiaj serce skacze mi z radosci,
ze to dziecko bedzie po tej operacji nie tylko lepiej wygladac, ale tez zyska na pewnosci
siebie, nie bedzie musialo kasowac ciekawskich/pelnych odrazy spojrzen...
Juz dzisiaj jestem wzruszona, ze to dziecko bedzie moglo normalnie mowic, ssac cukierki
jesc bez problemow  i jesc inne smakolyki, jak wszystkie inne dzieci, ze bedzie sie
normalnie rozwijac, ze.... No wlasnie, to ostatnie "ze" dotyczy faktu, ze
dziecko ktoregos dnia dorosnie i bedzie moglo normalnie calowac i byc calowane.

Nie wiem, w ktora strone swiata slac dobre mysli, ale posylam je mimo tego i zycze
temu dziecku wszystkiego najlepszego i drze ze wzruszenia, ze dane mi to bylo zrobic.
Przytulan Cie do serca Nieznane Dziecko i jestem taka szczesliwa!!!!!!!!
 
 
***********


PS
Dla zainteresowanych adres organizacji: www.spaltkinder.de oraz przyklad tego, jak
pomocne sa  opisane powyzej operacji.

 
 
 
 

sobota, 10 maja 2014

Ostatnie....




Ostatnie tulipany uswiadomily mi, ze wiosna zmierza dziarskimi krokami w strone
lata. Nawet sie nie obejrzalam a tu juz wiosenne kwiaty zaczynaja byc przeszloscia...

Znowu ponad miesiac nie pisalam i sama nie wiem, gdzie ten czas ucieka...

W tym miesiacu moje urodziny, piecdziesiate czwarte, znowu sie musze dziwic
uplywowi czasu... Nie zmienia to faktu, ze w tym roku postanowilam sama sobie zrobic
jakis szczegolny prezent, cos zupelnie niezwyklego, a co... Trzeba i o sobie (po)myslec!

Mysle rowniez o kolejnej wyprawie do mamy, jest stan nie bedzie lepszy a zatem chce
pojechac, dopoki mnie jeszcze rozpoznaje. Nigdy nie pogodze sie z tym, ze odchodzi sie
w taki bolesny sposob. Wszyscy przemijamy, od tego nie mozna uciec, ale nie powinno
byc tyle cierpienia na koncu...

Jeszcze miesiac i wtedy nastapi tygodniowy wyjazd, tak bardzo ciesze sie na powrot
do znajomych (a jakze pieknych!) widokow.... I z towarzystwa tez sie na zapas ciesze....
Moze zrobie pare ladnych zdjec????
Moj aparat ciagle jeszcze okrywa pajecznyna i wstydze sie sama przed soba, ze tak
bardzo zaniedbalam blogi, ze moja galeria zatrzymala sie na jesieni...
Powinnam otrzepac sie z tego marazmu niczym pies z wody, ale ciagle trafia sie cos,
co w jakis sposob jest wazniejsze...

No i to by bylo na tyle...

Pozdrawiam serdecznie tych, ktorzy sie tutaj zablakaja :-)