poniedziałek, 24 listopada 2014

A czas ciagle pedzi...




Az mi trudno uwierzyc, ze to juz miesiac od mojego ostatniego pisania.
Nie wiem, kiedy i jak ten czas ucieka....
Jeszcze jest jesien i chociaz robi sie coraz bardziej smutna, zdarzaja sie jeszcze piekne dni.


 
 
Nie zmienia to jednak faktu, ze swiateczne szalenstwo juz wszedzie panuje.
Sklepy od dawna pelne frykasow, oswietlone i kolorowe.
Przyznam sie, ze juz dwa razy polakomilam sie na pierniczki... Pyszne sa, ale jak co roku
zaczynam sie w tym okresie zle czuc. Szarpia mna rozne mysli i nie moge (jak zwykle)
wziac sie w garsc i przyjmowac wszystko jak leci...
 
Koncowka tego roku i poczatek nastepnego to same jubileusze i to nie byle jakie, bo "srebrne".
Najpierw cwiercwiecze mojego przybycia do Niemiec. Pamietam dokladnie kazda godzine
tego dnia, ale pomiedzy nim a dzisiaj jeden wielki swist, wszystko przelatuje przed oczyma
jak odrzutowiec. Gdzie te wszystkie lata???????
Przyznac musze, ze lubie we wszystkim pewna stabilnosc i chociaz czasami przychodzi ochota
na zmiany, w wielu wypadkach jestem stala, dotyczy to rowniez mojej fryzjerki.
Najpierw mieszkalam w tym miescie, gdzie ona ma swoj zaklad, pozniej sie trzy razy przeprowadzilam a mimo tego ciagle do niej chodze, chociaz odleglosc w tej chwili wynosi
prawie 80 km.
I w tym wypadku tez strzelilo cwiercwiecze, kto moze powiedziec, ze ma u swojego fryzjera
 staz dluzszy od mojego?
Na uczczenie tej okazji zawiozlam cos slodkiego, byly wzruszenia, usciski i lezka w oku...
 
 
 
Skoro o terminach i uplywie czasu mowa to musze sie pochwalic, ze mam kontakt z moja
przyjaciolka z Syberii i sama nie moge to uwierzyc. Czterdziesci lat minelo....
Ktoregos dnia zadzwonilam do niej, nagadalysmy sie po pachy i najzabawniejsze jest to,
ze ja mowilam do niej po polsku a ona do mnie po rosyjsku. W ciagu godziny (nie chce myslec
o dniu w ktorym przyjdzie rachunek) obgadalysmy z grubsza co sie z nami przez ten czas
dzialo... Na koniec rozmowy obiecalysmy sobie, ze sie w tym zyciu jeszcze spotkamy....
Nie wiem, jak ma do tego dojsc, bo odleglosc potezna, ale ja tam jestem otwarta. Jezeli ona
tu nie przyleci to ja sama wybiore sie za Ural :-) na temat terminow jeszcze nie rozmawialysmy...
 
Tak poza tym dzielnie chodze na moje kursy, angielskiego i malarski.
Jezeli chodzi o angielski to na tym etapie, na ktorym teraz jestesmy wydaje sie byc latwiejszy
od niemieckiego, ale przyznaje sie, ze niewiele sie ucze. Musze sie wziac w garsc, bo ktoregos
razu po prostu strace watek i przestanie mi sie chciec.
Za czasow mojej mlodosci uczenie sie jezyka bylo jak nie sztuka dla sztuki lub szpanem, bo
niewiele bylo mozliwosci na sluchanie, czytanie czy ogladanie czegos rozsadnego.
Teraz jest zupelnie inaczej i bardzo boli mnie to, ze nie znam zadnego jezyka obcego poza
niemieckim. Mysle wlasciwie tylko o angielskim, bo zrobil sie wszechobecny i wiele terminow
wkradlo sie juz dawno do innych jezykow.
Jezeli chodzi o moj malarski kurs to moje odczucia sa troche podzielone. Z jednej strony jest
to nieprawdopodobna frajda, z drugiej strony troche pesza mnie wielkie rozmiary obrazow
(pani prowadzaca ustala co i na czym), ja tam wole mniejsze formaty.
Niedawno skonczylam obraz "jeden w dwoch", wymiary pojedyncze 40x120 cm, czyli sporo.
Dzisiaj powieszone zostaly w korytarzu, przy wejsciu do naszego mieszkania, bo w nim
mam malo powierzchni do wieszania czegokolwiek.
 
 
 
 
Nastepny temat to srodziemnomorskie tematy na plotnie 80x100 co oznacza, ze bedzie to jakis
czas trwalo. Gotowy obraz zostanie powieszony w garazu :-)
Tenze kurs konczy sie 10 grudnia, ale jak na wiosne bedzie dalszy ciag to pewnie tez sie zapisze.
 
 
Niedlugo wybieram sie do kraju, tak wyszlo, ze przed samymi swietami... Mama we wzglednej
formie a wiec mam nadzieje, ze porozmawiamy. Wybiore sie na szybko do Wroclawia, ktory
to bedzie tez swiateczny, mam na mysli jarmark swiateczny. Za moich czasow  bylo to zjawisko nieznane, teraz ciekawie rzuce okiem co i jak. Na poczatku mojego pobytu tutaj uwazalam to
za duza atrakcje, teraz juz rzadko sie na nie wybieram, zobaczymy jakie wrazenie zrobi na mnie
Wroclaw. A tak przy okazji... Wybieram sie tam do pierogarni, bo to dla mnie duza pokusa.
 
I to by bylo juz wszystko na dzisiaj, nie wiem, kiedy nastepny raz napisze, ale mam nadzieje,
ze zabiore sie za to szybciej jak za miesiac....
 
 
 


4 komentarze:

  1. Za miesiąc to już akurat będą święta! Mam nadzieję, że nie każesz nam tak długo czekać!!!

    Urzekł mnie cykl pokazany i namalowany przez Ciebie!!! Jak zawsze... :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podobają obrazy, dobrze, że zaczynasz na dużym formacie. Nauczysz się lepiej rozmieszczać akcenty i komponować całość.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wymowne dzieło ,można powiedzieć dwa oblicza tej samej kobiety...
    Czy data pobytu we Wrocławiu już ustalona ? Tak miło byłoby się spotkać ,choć na chwilę :)

    OdpowiedzUsuń