Wrocilam...
Widac z czasem podroze bywaja coraz bardziej meczace, tak wlasnie te podroz odebralam.
Najwazniejsze jednak, ze tam bylam, to wynagradza wszelkie zmeczenie.
Mama w stosunkowo dobrej formie i moglysmy (prawie) normalnie rozmawiac.
Na moj pobyt w kraju mialam niespecjalnie letnia pogode, ale tym razem nie bede narzekac.
W pewnym sensie bylo to dla mnie wygodne, chociaz wiem, ze to egoistyczny punkt widzenia.
W czasie mojego pobytu spotkalam sie z przyjaciolmi i byl to bardzo jasny promien slonca.
Znamy sie juz tyle lat (ho, ho... albo i wiecej) i ciagle chce nam sie spotykac, ciagle jest wiele
tematow, ciagle jest niedosyt rozmow. Ciesze sie juz perspektywa nastepnego spotkania.
W kraju nagrzeszylam bardzo, bo objadalam sie wszystkim, czego tutaj nie jem (frytki,
nalesniki, pierogi z owocami) i moja waga bardzo szybko pokazala na mnie palcem.
Ale jak tu sie odchudzac, kiedy to Vinniczek przyjezdza i z gory jej zapowiedzialam, ze bedziemy
jesc ryby pod wszelkimi postaciami?!
W czasie mojego pobytu grasowalam rowniez po cukierni (tym razem byly to zakupy nie dla mnie),
przy okazji jednak sprobowalam ciasta o imieniu "Izabella" (z blachy, murzynek pomieszany
z ciastem cytrynowym i serem w regularnych odstepach). Wydalo mi sie bardzo dobre,
probowalam znalezc przepis przez internet, ale skonczylo sie na niczym. Czy ktos zna to ciasto?
Albo ciasto o takim skladzie, ale pod inna nazwa??? Wdzieczna bede za odzew.
Po powrocie do domu czekala na mnie nasza kociarnia, ktora coraz bardziej sie zzywa, nie
tylko z nami, ale ze soba tez w pewnym stopniu.
Od dawna nie robie zadnych zdjec, poza kocimi... Te sa tez ozdoba dzisiejszego postu.
Moze Vinniczek zmobilizuje mnie do chwytania w kadr innych motywow...
Na razie to by bylo juz wszystko.
Pozdrawiam tych, ktorzy tu jeszcze zagladaja...
Milo, ze mnie nie porzuciliscie mimo mojego milczenia.
Do nastepnego razu!!!!!!!!
Gruby to dziecko slonca...
Kotuś w okrągłej donicy jest najlepszy. :) Murzynek z serem znam pod nazwą "cielaczek", ale o wersji z ciastem cytrynowym nie słyszałam. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńGruby jest po prostu cudny w swoim lenistwie...
UsuńCielaczka nie znam, ale z opisu przypomina mi to Isare, czy sa jakies roznice pomiedzy?
Izabella byla pyszna, nastepnym razem postaram sie z cukierni wydrzec przepis...
Serdecznie Cie pozdrawiam!
Bardzo się cieszę,że znowu piszesz...już straciłam nadzieję.Pozdrawiam serdecznie !!!!
OdpowiedzUsuńA ja sie ciesze, ze tu zagladasz.
UsuńSerdecznie Cie Zosiu pozdrawiam!
Kot "doniczkowy" rewelacyjny, a ziewnięcie zaraźliwe. Przepisy i ciasta staram się omijać z daleka, tak jak i wagę.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wspaniałej rybnej uczty i pięknie spędzonych dni. Fotograficzne relacje na obu blogach mile widziane. Pozdrowienia dla Pań i drapanka za uszkiem dla kotków
Duzo zalezy od pogody, ale niezaleznie od tego narobilismy duzo zwiedzajacych planow, moze cos uda sie z tego utrwalic!
UsuńSerdecznie Cie pozdrawiam!
Grubeusz doniczkowy jest po prostu wspaniały ! Pieknie tam rosnie :-). Ale Wam bedzie fajnie - razem, na wakacjach, w roznych okolicznosciach ! bardzo dziekuje za kartke, tak fajnie napisalyscie ! Czy Vi moze ewentualnie "zalatwic" jeszcze jednego marynarza ? Niekoniecznie na emeryturze ?????
OdpowiedzUsuńBuziaki i usciski ! Niecierpliwie czekam na relacje z wakacji.
O wszystkim dowiesz sie z blogow... To byly piekne wakacje!!!
UsuńSerdecznosci i usciski Aniu!
Bardzo gustownie zasadzony kot, w dodatku to roślina migrująca - rzadki gatunek:-)
OdpowiedzUsuńO tak, to niezwykla roslina, ktora codziennie podziwiamy!
UsuńZobacz, jak wszystko znowu szybko minęło... :-(
OdpowiedzUsuńAle szaleństwo jedzeniowe, rzeczywiście było ogromne!!! Ale Świat jest taki... pyszny...! :-)
Teraz to już tylko mogę Cię mobilizować do publikowania tego co zrobiłaś... Dasz się namówić...? :-)*
Nieeeeeeeeeeeeeee............ Ja tak malo fotografowalam! Bede pisac conieco, ale na pewno nie roportazowo, tu przekazuje Tobie paleczke :-)
Usuń